Pewnego razu w Bragens Berry
Nie ma to jak polskie przygodówki. Choć nie są może rewelacyjne graficznie ani nie oferują trójwymiaru na poziomie „King’s Quest VIII”, to przecież bawiłeś się przy nich nie gorzej niż przy najnowszej edycji NBA Electronic Arts. I pewno wiesz lub przynajmniej domyślasz się, że takie tytuły jak „Teenagent”, „Sfinx”, „Sołtys”, „Wacki” czy „Kajko i Kokosz” do dziś cieszą się wśród graczy nieziemską popularnością. Wystarczy przecież wziąć do ręki pierwsze lepsze czasopismo i spojrzeć na dział podpowiedzi. Cóż tam widzisz? Założę się, że błagalne okrzyki dzieciarni, która utknęła w pierwszym pokoju gry „A.D. 2044”, bądź też nie może nic wydziałać w knajpie rodem z „Księcia i Tchórza”. A o czym to świadczy? O popularności polskich przygodówek, ot co!
Mam dla Ciebie miłą wiadomość. Lada moment pojawi się kolejna gierka tegoż gatunku. Ską wiem? Mam swoje źródła 🙂 i ich nie zdradzam. Grunt, że trzech młodych chłopaków tworzy właśnie cudo o nazwie „Pewnego razu w Bragens Berry” i że cudo owe pojawi się w sklepach jeszcze przed wakacjami.
Dwudziestojednoletni student krakowskiej AGH, Tomasz Chudy, wpadł parę lat temu na pomysł stworzenia przygodówki i postanowił doprowadzić do jego realizacji. Zaprosił do współpracy Rafała Dąbrowę (18 lat, uczeń technikum w Krakowie) i Wojciecha Zdebskiego (19 lat, prócz kooperacji w temacie „scenariusz” zajmuje się grafiką oraz tekstami) i w maju 1997 roku projekt ruszył. Dziś autorzy mają już gotowe około 500 kB czystego kodu, co świadczy o zaawansowaniu prac. A do tego dorzucić trzeba blisko 1800 obiektów (150 MB) i ponad 500 scen (16 MB) przygotowanych przez debiutującą ekipę. Aby umożliwić wam lepsze wyczucie skali tegoż skromnego bądź co bądź projektu, pozwólcie, że wspomnę, iż największa scena składa się z 214 obiektów, 909053 punktów, 559201 poligonów, 1205 surface’ów i 29 świateł. Może to niewiele w porównaniu z zachodnią czołówką, ale jeśli wziąć pod uwagę polską niskobudżetową konkurencję, to jest to liczba imponująca. Wygląd całości możecie zobaczyć na screenach obok – z góry przepraszam za nienajlepszą ich jakość…
A skoro już przy grafice jestem, to i przy niej pozostanę. „Pewnego razu w Bragens Berry” chodzić będzie w rozdzielczości 640×480 przy wykorzystaniu standardowej palety 65 tysięcy kolorów. Ponad 565 teł jest już gotowych i podobno wszystkie są animowane. Ponieważ jednak na jedną lokację przypadają co najmniej dwa tła, to i wypada wspomnieć o liczbie miejsc, które będzie można odwiedzić. Jest ich 225, czyli dużo więcej niż w przeciętnej polskiej przygodówce (pamiętacie ubogą liczbę lokacji „Świrusa”??? – tu jest ich kilka (!) razy więcej). Świadczy to pozytywnie o scenariuszu gry.
A jego bohaterem jest młody chłopak imieniem Bartek, absolwent szóstej klasy podstawówki (czyli teraz idzie do gimnazjum, o ile się nie plączę). Jego rodzice, para znanych archeologów (Indiana Jones i Lara Corft???), zabierają go w wakacje na wykopaliska. Chodzi o mającą ponad 2000 lat osadę ulokowaną na pustkowiu, w pobliżu starego, gęstego gaju. Przed wiekami żyło tam wojownicze plemię, które wsławiło się licznymi mordami i grabieżami. Według legendy ostatni wódz plemienia, Hugon, zgromadził przeogromny skarb i przeklął wszystkich, którzy wyciągną poń rękę, także i tych, którzy będą o nim mówić.
Wkrótce później osada zniknęła w tajemniczych okolicznościach z powierzchni ziemi, a wraz z nią zrabowane kosztowności. I choć wielu próbowało złoto odnaleźć i przywlec je triumfalnie do domu, to jednak nikt nie zdołał powrócić z wyprawy żywy.
Wróćmy jednak do współczesności. Od roku trwają na gruzach owej osady wykopaliska. Bogaty sponsor łoży na nie coraz większe sumy licząc, iż naukowcy odnajdą wreszcie coś ciekawego. Wyjaśnia to pojawienie się rodziców Bartka na tej przeklętej ziemi…
Załóżmy zatem, że są wakacje i rodzinka zawitała już wraz z tonami sprzętu w okolice poszukiwań. Nasz bohater szybko się aklimatyzuje w nowym miejscu. Pewnej nocy jednak jego ojciec odnajduje tajemniczą szkatułkę i otworzywszy ją przemienia się w kamień. Podobna przygoda przytrafia się matce. Kto pomoże Bartkowi? Oczywiście gracz.
Zabawa rozpoczyna się tuż przed głównym wejściem do Bragens Berry. Bartek musi odnaleźć tajemniczego czarodzieja i przekonać go, by ten przygotował napar z ziół – jedyną rzecz, jaka może ocalić rodziców chłopca. Wydaje się to proste, ale… „Pewnego razu w Bragens Berry” to nie jest zwykła przygodówka. Nie wystarczy odszukać odpowiedni sprzęt i sprezentować go właściwej osobie – tu trzeba jeszcze ruszyć głową i przeżyć! Wszak Bartek jest zwyczajnym człowiekiem, musi jeść, musi spać, musi się czasem pośmiać, a nawet spełnić nagłą zachciankę. Wszystko to znacznie utrudnia zabawę, podobnie jak występowanie pór dnia – a więc nocy i dnia. Aha, jest jeszcze król – okropne bydle, kochające komplikować życie swych ubogich poddanych. Zadowoleni? Naprawdę, przeżyć w Bragens Berry będzie niezwykle trudno.
Powiem tyle – gra, choć nie jest cudem pod względem jakości wykonania, z pewnością nie należy do zwykłych, sztampowych produktów, jakie oferują nam na co dzień zachodnie koncerny. Gdy owa symulacja życia spełni pokładane w niej nadzieje, to „Pewnego razu w Bragens Berry” zaliczyć będzie można do najciekawszych propozycji 2000 roku. Czy jednak tak się stanie? Cóż, trzeba poczekać do premiery.