Private Wars

0
526

Private Wars

Wraz z premierą „Commandos” powróciła moda na gry pozwalające wcielić się w dowódcę, który wraz z niewielkim oddziałkiem szerzy dywersję daleko na terytorium wroga. Kolejne mniej lub bardziej podobne tytuły, do których zaliczyłbym zarówno „Jagged Alliance 2”, jak i „Rouge Spear” w parze z „S.W.A.T. 3”, również niemało czasu spędziły na mym twardym dysku. Cóż, jest w tych programach coś takiego, co nie pozwala oderwać się od nich na dłużej. I chyba jest to realizm. Zerwanie z charakterystycznym dla „Quake 2” głupawym bieganiem za resztą ferajny i fragowaniem, ile wlezie. W tych grach bowiem liczy się prawdziwe myślenie, planowanie i ostrożność, nie zaś małpi instynkt przeżycia. Każdy krok może zadecydować o przyspieszonym zgodnie danej jednostki. Zupełnie jak w życiu – jedna błędna decyzja, jeden fałszywy trup i już po bajce, a później bujaj się do końca życia na wózku inwalidzkim, z dzieckiem i niekochaną żoną tudzież w wojsku, w kiciu czy na Kamczatce.
Przygotowywany przez TS Group „Private Wars” ma być właśnie taką grą. Oczywiście nie mówię tu o symulatorze Kamczatki czy zarządzaniu więzieniem, a o trójwymiarowej strzelaninie z naciskiem na realizm i planowanie. Ponieważ konkurencja w tym gatunku robi się niemała i na dodatek wciąż rośnie (jest już „Spec Ops 2”, niedługo premiera „Soldier Of Fortune”, a wkrótce później „Veiled Threat”, „Hidden & Dangerous 2”, „Commandos 2”), autorzy przykładają się do dzieła niezwykle mocno 🙂 i dopracowują najmniejszy szczegół tak, by nikt nie był rozczarowany. A to oznacza, że zarówno realizm, jak i jakość oprawy graficzno-dźwiękowej powinna być co najmniej na wysokim poziomie.
Gry nie ma jeszcze na półkach sklepowych, tak więc to, co przeczytacie poniżej, jest zbiorem marzeń, obietnic i spekulacji jej twórców. Twierdzą oni, iż pod względem graficznym gra będzie mogła się równać z wspaniałym „Shadow Company”. Odpowiedni procek po społu z akceleratorem pozwolą nam podziwiać naprawdę ładne krajobrazy. To, co widzicie na screenach obok, to nic w porównaniu z tym, co zobaczycie w pełnej wersji „Private Wars”. Olbrzymi, szczegółowy świat, dynamicznie zmieniający się wskutek walk (dziury po pociskach, zryta w wyniku wybuchu granatu ziemia) i sił przyrody (dzień i noc, wiatr) stanowić ma największą zaletę programu. Do tego drobne szczególiki – kropelki wody kapiące z rynny, listki na drzewach, kamyki na ziemi – wszystko to pozwoli nam poczuć się jak w czasie prawdziwej misji wojskowej.
A walczyć będzie gdzie i w imię czego. Jako były agent służb specjalnych postanawiasz zrezygnować z nudnego życia na prowincji (tzw. emerytura) i jeszcze raz stanąć do walki za pieniądze. Zakładasz więc niewielką agencję najemników, gotowych brać udział w niewielkich, paramilitarnych akcjach wykonywanych na zlecenie możnych z całego świata. Twym celem (a i celem gry zarazem) jest zarobić kasę, a by ją zarobić, należy wykonywać misje. Te proponowane będą ci przez licznych narwańców, zarówno dobrych (biedny milioner, któremu jakieś tłuczki zwinęły córkę), jak i złych (arabski szejk potrzebujący małej bombki i udający przed tobą, że mu ją świśnięto). Oczywiście im więcej złych czynów wykonywać będziesz, tym gorsza stanie się twa reputacja, a co za tym idzie – mniej zleceń otrzymywać będziesz…
Reszta to standard. Po wczytaniu się w cele misji podejmujesz decyzje o tym, czy iść na nią, czy też zostać w domciu, następnie wybierasz chłopa do walki (różne umiejętności, koszta wynajęcia, doświadczenie), sprzęt (ponad 60 rodzajów broni, a także rozmaite dodatki) i po chwilce zastanowienia ruszasz do boju. Ten, w zależności od dokonanego wyboru (Arcade/Simulation Mode), bardziej lub mniej przypomina „Quake’a”. W Arcade biega się i strzela nie bacząc na rany (od czego mamy apteczkę), w tym drugim – jeden strzał to jeden zabity, zaś zabawa polega na chowaniu się i powolnym parciu do przodu zaułkami. Karabin może się tu zaciąć, najzwyczajniej odmówić posłuszeństwa, nasz żołnierz może się zmęczyć długotrwałym biegiem, zaś ciała wrogów nie znikną po kilku chwilach. Jednym słowem robi się wesoło.
I pewno się zastanawiacie, czy „Private Wars” warto będzie kupić. Cóż – wszystko wskazuje na to, że będzie to co najmniej produkt godny uwagi. Obawiam się jedynie, że mało znana firma bać się będzie rynkowego ryzyka i pójdzie na łatwiznę proponując produkt niedopracowany, acz prezentujący niemałe możliwości koncepcyjne. I równie zapluskwiony co „Hidden & Dangerous”. Obym się mylił, ja głupi!